Jadę szeroką, przynajmniej jak na wyspę Korfu, trasą wzdłuż wybrzeża. Może nieolśniewającą widokowo, ale całkiem ładną. Nagle skręcam za drogowskazem kierującym do Old Perithia. Trasa coraz bardziej wąska, momentami zamienia się w szuter, omijam dziury by zawieszenie nie udało się na wieczny spoczynek. Auto wjeżdża coraz wyżej, morze zostaje zupełnie za plecami, żadnych zabudowań, nawet znaków drogowych. Omal nie przejeżdżam węża. Nagle droga dobiega końca, stary znak „ulica bez wyjazdu” oznacza kres pracy dla auta. Gdzie do diabła trafiłem? Zapraszam na moment do moim zdaniem najbardziej klimatycznego miejsca na całym Korfu: Starej Perythi.