Pierścień rowerowy dookoła Poznania

Czasem człowiekowi coś strzeli do głowy, by porwać się z motyką na słońce. Pierścień rowerowy dookoła Poznania to ok. 170 km. Prawie tyle samo co autem z Poznania do Wrocławia, więcej niż odcinek z Warszawy do Łodzi. Przejechanie trasy "na raz" dla zupełnego amatora to z pozoru szaleństwo, jednak wyzwanie kołatało w mojej głowie od kilkunastu miesięcy. Tekst dedykuję mojemu ortopedzie, mam nadzieję, że go nie przeczyta.

Lektura „recenzji” Pierścienia rowerowego dookoła Poznania pozostawia wiele znaków zapytania. Jedni pisali, że to trasa wręcz familijna, inni określali ją jako trudną. Teksty miały informacje o większości asfaltu jak i dominacji szutru. Ot, sieczka internetowa. Poniżej punkt widzenia właściciela rekreacyjnego roweru MTB, pokonującego rocznie ok. 2000/2500 km.

Dla kogo Pierścień rowerowy dookoła Poznania

Jednodniowa wyprawa różni się od spaceru po bułki i tańcowana w rytm piosenek Zenka Martyniuka. Czeka Was robota. Zapomnijcie o 170 km po gładkim asfalcie, bez górek i pagórków. Większość trasy obfituje w piasek, jakby w sąsiedztwie były plaże Bałtyku. Do tego „tarka” na szutrze i liczne podjazdy (na szczęście zjazdy też są). Zatem jeśli macie jakąś kontuzję, chorobę, brakuje formy, rower nie działa perfekcyjnie, nie chce wam się, albo znajdziecie inną wiarygodną wymówkę – odpuście.

Skala wysiłku jest o niebo większa niż szosowe 170 km. Wyznam osobiście - liczyłem na łatwiejszą trasę. Wbrew temu co napisano w sieci, nie zabierajcie dzieci, chyba że są mocno zaprawione w bojach. Oczywiście Pierścień Rowery dookoła Poznania można podzielić na kilka części i przy okazji pozwiedzać - opcja turystyczna jest tutaj mocno rekomendowana. Na trasę najlepiej zabrać rower MTB. Gravel, trekking/cross też mają rację bytu, choć przy tonach piasku będzie trudniej.

Wielbiciele dwóch kółek systematycznie używający swoich bezsilnikowych pojazdów w terenie i mających doświadczenie na dłuższych odcinkach (80 km i więcej) zapewne poradzą sobie z przejechaniem pierścienia. Tym bardziej że nie natrafimy na trudne technicznie fragmenty ani kilkukilometrowe podjazdy. Muszą jednak jeździć systematycznie i nastawić się na spory wysiłek.

Warto oczywiście zadbać o podstawowy ekwipunek potrzebny praktycznie przy każdej eskapadzie. Zapasowa dętka, klucze imbusowe przydatne w razie awarii, działające lampki, odpowiednie ubranie (w tym kurtka przeciwdeszczowa), power bank z przewodem. Warto opracować trasę wcześniej w fachowej aplikacji i zapisać w smartfonie. Koniecznie pamiętajcie o właściwym nawadnianiu i posiłkach. Na szczęście po drodze są sklepy spożywcze, więc napoje można dokupić na trasie, by nie dźwigać za wiele.

Plany a życie

Idealnie zgadać się z innymi cyklistami lub dołączyć do jakieś grupy. Miałem przyjemność pokonywać rowerowe kilometry z Zakręconymi Plewiskami. 20 świetnych, pozytywnych ludzi obu płci. Tu trzeba uczciwie przyznać – panie jechały znakomicie. W dodatku organizatorzy ogarniali nawigowanie. Gdybym jechał sam, wróciłbym do domu po 40 km. Dementi, nawet nie wyjechałbym z domu, bo start miał miejsce o 7:15 z Lusowa k. Poznania i potem jechaliśmy w stronę innych lokalnych miejscowości: Kiekrza, Murowanej Gośliny itd. Początek trasy może być z każdego miejsca pętli. Stąd ściągniecie dokładną trasę GPX

Wyjeżdżając z domu zakładałem zjazd z trasy po pokonaniu 100 km, tak do obiadu, drugi etap planowałem zrobić za dwa tygodnie. Taaaa... Duma i ambicja zaczęły brać górę nad rozsądkiem. „Jeszcze 5 km i kolejne 5”. Amatorowi włączył się sportowiec i ze sponiewieraną chrząstką w kolanie zleckeważył bolesne sygnały organizmu: "wypad do domu". Do tego doszła efektowna wywrotka na 130 km, oczywiście na kontuzjowaną kończynę (efekt zapinania na kamieniach smartbanda). Ostatnie 30 km to nieme wycie z bólu a dnia następnego lewa noga jakby nadmuchany balon. Przynajmniej nikt mnie nie gonił do porządków a 170 metrów spaceru stanowiło taki sam wyczyn jak 170 km jazdy.

Przejazd, łącznie z licznymi przystankami oraz godzinnym posiłkiem, zajął ponad 15 godzin i zakończył się mocno po zmierzchu. Pokonując "na raz" Pierścień rowerowy dookoła Poznania nie ma czasu na zwiedzanie. To po prostu wyzwanie. Kondycyjne, organizacyjne, nawigacyjne (szczególnie jadąc samodzielnie), psychiczne. Dla mnie osobiście stanowiło również sprawdzenie progu odporności na ból.

Dlaczego jeszcze warto przejechać Pierścień rowerowy dookoła Poznania?

  • Obcowanie z przyrodą, bo mimo okrążania wielkiego miasta, sporo odcinków jest pośrodku niczego.
  • Satysfakcja. Pokonanie własnych słabości pozwala nabrać pewności siebie również w życiu.
  • Znajdziecie się w okolicy wielu ciekawych miejsc, poznając przy okazji nowe szlaki.
  • Kilka niezapomnianych fragmentów, w tym podjazd w okolicach Mosiny – aż kusi, by to powtórzyć (no, może nie po przejechaniu wcześniej 130 km).
  • Zmęczenie. Tak, tak, pozytywne zmęczenie to duży plus dla kondycji fizycznej i pozytywny minus na wadze.
  • Niektórzy zrobią swój rekord dziennej jazdy i pochwalą się innym tak jak ja to robię teraz.

P.S. Dane z aplikacji różnią się od danych z licznika rowerowego, ale to ta sama trasa.


Comments

captchaType the text.
cancel reply


O autorze

Tomasz Czarnecki
Tomasz Czarnecki
Pasjonat dziennikarstwa i podróży w jednym. Kocha planować i organizować wyjazdy - te bardzo bliskie jak i nieco dalsze, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Wśród licznych publikacji szczególnie ceni sobie te dotyczące bezpiecznej i ekonomicznej jazdy. Pasjonuje się sportem, zarówno w płaszczyźnie teoretycznej jak i praktycznej: gra w piłkę nożną, jeździ na rowerze, bywa przy stole pingpongowym. Nie pogardzi partyjką w ciekawą grę planszową.