Opole da się lubić!

Jedziesz do Opola? Serio? Miny wielu moich znajomych na plan odwiedzenia właśnie tego miasta i okolic wskazywały: „upadł na głowę”. Misja Moszna jak to nazwała jedna z koleżanek doszła jednak do skutku i nie tylko propagandowo można zawołać: sukces!

Droga z Poznania do Opola trwa około 3 godziny, po drodze można zrobić jeszcze fajny przystanek przy ruinach zamku w Żmigrodzie. Postanawiamy jednak… ominąć Opole, by znaleźć się w Mosznie. Cel: zobaczyć miejsce określane Fabryką Robotów.

Fabryka robotów

Pewien pasjonat robi tam cuda przypominające postacie z Gwiezdnych Wojen, Predatora czy Transformersów. Wygląda to imponująco, lecz prawdziwą gratką jest rozmowa z samym twórcą. Samouk, który firmę budowlaną zamienił w zarabianie na czymś co kocha robić. Zamówienia otrzymuje z całego świata, a od pewnego czasu pokazuje dokonania w fabryce, choć bardziej należałoby to nazwać sali z robotami. Jest Wow! Atrakcja, którą część załogi chciała pominąć stała się hitem.

Zamek w Mosznej

Dosłownie 700 metrów dalej Moszna prezentuje zamek. "Wspaniale w tej Mosznej" mówimy zgodnie - nazwa wywołuje co chwilę śmiechy ekipy złożonej z rodzynka płci męskiej i trójki szalonych kobiet (jakie to rajskie wyzwanie). Jednak nie przyjechaliśmy tu na kabaret, tylko oglądać budowle. Jest pięknie, dostojnie, z ciekawą historią samego obiektu oraz niesamowicie rozbudowanym drzewem genealogicznym rodziny... No dobra, nie mają dla mnie znaczenia nazwiska, bardziej estetyka obiektu, historia i co z tego zostało po dziś. Miejscówka zdecydowanie godna polecenia.

Muzeum muzyki

I wreszcie Opole. Muzeum Polskiej Piosenki stanowiło najważniejszy powód eskapady. Świat dźwięków i śpiewu wciąga nas na 2 godziny słuchania. Słuchania muzyki i o muzyce, choćby historii jak powstały niektóre piosenki oraz o festiwalu. Do pełni doskonałości brakuje (jeszcze?) obiektowi kilku szczegółów, jednak jeśli kochacie ojczystą muzykę, wręcz musicie tam zajrzeć. Zanim jednak wyjdziecie - koniecznie wstąpcie do amfiteatru i poczujcie się jak Maryla Rodowicz, Lady Pank czy Feel. Koleżanka, nie bacząc na groźbę złamań, wręcz zbiegła ze schodów, by stanąć na scenie. Jest moc!

Samo Opole – przeurocze miasto. Spacer wzdłuż mostków i rzeczek, dookoła lamy (ich figurki), które mają nawet swoje imiona, podobnie jak krasnale we Wrocławiu. Starannie wyselekcjonowane przez naszą speckalistkę od smaków miejsce na posiłek o nazwie Pastaio z Aleją Gwiazd (jedną z dwóch w Opolu) robi wrażenie, zarówno smakowo jak i wizualnie. A na deser Kofeina, to nazwa miejsca – tak smacznego sernika nie jadłem od wielu, wielu dni.

Dogrywka na szczycie

Drugi, nieco „dogrywkowy” dzień to oddalona o ok. 35 km Góra Św. Anny – miejsce, w którym katolicy znajdą swoją piękną przystań. Jeśli jednak szukacie Wow, zapraszam na spacer do okolicznego amfiteatru. Jaka szkoda, że jest on tak bardzo zaniedbany. Ile tam by się mogło zadziać. Mimo że zbudowano go tuż przed wybuchem II wojny światowej i nie ma nic wspólnego z Antykiem, robi wielkie wrażenie. Tak, jest Wow, nie ma co wiele dyskutować.

A gdybyście chcieli zostać na kilka dni, warto pobuszować po Górach Opawskich. My dosłownie liznęliśmy ich urody udając się na wyczerpująco długi 10-minutowy spacer. Wieża widokowa na Granicznym Wierchu jednak robi wrażenie.

Zatem ludzie, przestańcie lekceważyć Opole, pokochajcie Mosznę. To zdecydowanie dobry pomysł na weekend.


Comments

captchaType the text.
cancel reply


O autorze

Tomasz Czarnecki
Tomasz Czarnecki
Pasjonat dziennikarstwa i podróży w jednym. Kocha planować i organizować wyjazdy - te bardzo bliskie jak i nieco dalsze, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Wśród licznych publikacji szczególnie ceni sobie te dotyczące bezpiecznej i ekonomicznej jazdy. Pasjonuje się sportem, zarówno w płaszczyźnie teoretycznej jak i praktycznej: gra w piłkę nożną, jeździ na rowerze, bywa przy stole pingpongowym. Nie pogardzi partyjką w ciekawą grę planszową.