Bałtyk inaczej
Nad Bałtykiem dorosła osoba chętna na aktywność fizyczną, ciekawa świata, ma co robić, zresztą również dzieci nie muszą cały wyjazd siedzieć na plaży. Klucz to wybrać odpowiednie miejsce na 1, 2, 3 dni, a potem jechać dalej. Wtedy można odkrywać niesamowite atrakcje. Swoją drogą, myślałem, że znam nasze wybrzeże przyzwoicie – myliłem się! Trzeba po prostu szukać, bo niektóre fajne miejsca są traktowane w Internecie po macoszemu.
Odwiedzone miasta
Łeba, Rowy, Czołpino, Poddąbie, Darłowo, Darłówko, Jastrzębia Góra, Hel, Jurata.
Ciekawe miejsca nad Morzem Bałtyckim na moim szlaku
- Wydma Łącka (pokonana rok temu, ale zaliczam do atrakcji regionu, po którym jeździłem) – z Łeby
- Latarnia Stilo – z Łeby
- wrak statku West Star (trzeba trochę jechać po plaży) – z Łeby
- Wydma Czołpińska – z Rowów
- trasa Rowy-Orzechowo (po drodze klify, wrak statku) – z Rowów
- Jeziora: Gardno (od strony morza i lądu), Dołgie Małe, Dołgie Duże – z Rowów
- Zatopiony las koło Czołpina – z Rowów
- Latarnia morska Czołpino – z Rowów
- plaża Jarosławiec – z Darłówka
- trasa Darłówko-Jarosławiec – z Darłówka
- przesmyk między Morzem Bałtyckim a Jeziorem Kopań – z Darłówka
- śledź w bułce w Darłówku – z Darłówka
- Hel (z Jastrzębiej Góry, Władysławowa), w tym wrak statku, najdalej wysunięty punkt półwyspu, liczne bunkry
- Muzeum Obrony Wybrzeża – z Helu
- Trasa Hel w stronę Władysławowa, w tym odcinek wzdłuż morza w Juracie – z Helu
Najlepsza trasa
Rowy-Orzechowo. Wzdłuż morza, wydm, z niesamowitymi klifami. Co prawda pokonywałem ją w deszczu, wietrze, niemal cała typu singiel, nierzadko z piaskiem pod kołami, ale było bosko. Bosko, a zarazem, także ze względu na warunki, trudno. Nie polecam osobom z rowerami miejskimi (idealny MTB, ale trekking też da radę) ani z małymi dziećmi, dla pozostałych ten odcinek stanowi wręcz obowiązek.
Piasek, piasek, piaseczek
Jego to nie brakowało. Nie tylko na plaży, ale i wielu odcinkach. Był momentami głęboki i trudny do przejechania. Plus płyty betonowe. Warto to wziąć pod uwagę i być po prostu cierpliwym na drodze.
Liczba przejechanych kilometrów
Nie ma większego znaczenia, więc tylko statystycznie – 340 km + 20 km pieszo.
Green Velo jest do przejechania...
...tylko po co? Spokojnie bym sobie poradził kondycyjnie (mimo kontuzji) z całym polskim odcinkiem rozbitym na kilka dni. Jechałem dość długimi odcinkami Green Velo – z jednej strony super pomysł, sporo ludzi zresztą podążało tym szlakiem. Z mojego punktu widzenia jednak to nie ma sensu, poza jakimś motywem wyzwania. Na dłuższy czas robi się bowiem nudno. No i to mniej więcej tak, jakby przejechać całą Europę autem bez dłuższych przystanków na oglądanie atrakcji. Gdyby natomiast zwiedzać to... znając moje podejście 3 tygodnie na polskie Green Velo mogłoby nie starczyć :))
Plan na Hel
Pomysł (wcale nie mój, tylko ściągnięty od jednego z blogerów) na Hel był taki, by zaparkować auto we Władysławowie, wsiąść do pociągu z rowerem i wracać na 2 kołach. Niestety... rano wichura, deszcz, katastrofa dla jazdy rowerem. Aplikacja Pogoda&Radar jeszcze dzień wcześniej zapowiadała słońce, teraz na cały dzień sztorm i koniec opadów o godzinie 13. Ponieważ jednak nie chciałem jeszcze wracać do domu, postanowiłem podjechać autem na sam Hel i improwizować. Wiatr ustał chwilę po wycofaniu rezerwacji na bilety. Deszcz przestał padać moment po zaparkowaniu przed miejscowością Hel...
Hel zresztą powinien być ogłoszony mekką dla rowerzystów. Jest kilka ciekawych tras, w tym szlakiem bunkrów, oraz fantastycznych miejsc. Fragmenty wzdłuż morza są fenomenalne. Dlaczego tak mało się o tym mówi? W Muzeum Obrony Wybrzeża spędziłem 2h i wyszedłem tylko dlatego że czas gonił. Właściwie jedyny niewypał to latarnia morska, na której nie można wyjść na taras widokowy.
Strava jest do...
Gdy za 3 razem Strava zgubiła sygnał a potem go nie znalazła, ogłosiłem kilkudniowy strajk, stąd nie mam wielu GPX. Trwa do dziś. Czas przerzucić się na stałe Canaymax lub wypróbować coś innego. Podobnego focha, ale mniejszego mam na Pogoda&Radar.
Paragony grozy
Kwestia paragonów grozy. No cóż ceny za ryby są różne naprawdę różniste. Jestem smakoszem halibuta, to jedna z najdroższych ryb nad morzem. Można jednak zapłacić za zestaw z frytkami i surówką 32 zł (Rowy), a i w innej miejscowości 80 zł. Średnio jednak trzeba liczyć po 50-60 zł. Dorsze oczywiście tańsze.
Tu drobny tip – zawsze wybieram miejscówki na jedzenie polecane przez gospodarzy noclegów, względnie na podstawie opinii z Google Maps. Pudła zdarzają się bardzo rzadko. Co ciekawe, w Jastrzębiej Górze nawet czekałem na stolik na kolację, wcale to nie jest normą, bo inne smażalnie świeciły pustkami. Koszt drożdżówki to 4-4,50 zł, w Poznaniu w granicach 3 zł. Woda niegazowana w sklepie w cenie podobnej, żółty ser droższy o około 1 zł. Noclegi, bo to jest bardzo ważne - płaciłem za jedną osobę 60, 80, 90, 120 zł. W Chorwacji za taką kasę nie miałbym czego szukać, szczególnie teraz, bo nad Bałtykiem bukowałem miejsca z dnia na dzień (były, choć chwilę należało poszukać).
Brawo polskie społeczeństwo
Inne pozytywne spostrzeżenie - jest coraz więcej rowerzystów. Ładna pogoda, typowa do plażowania, a tymczasem wielu ludzi widziałem na 2 kołach lub spacerujących pieszymi duktami. Nie tylko 60 plus (chciałbym w ich wieku być tak aktywnym), także rodzice z dziećmi (brawo, brawo), pary, mniej „samotnych wilków”. Pozytywnie nastawieni, uśmiechnięci. Do tego polepszająca się infrastruktura szlaków rowerowych, punktów widokowych, postojów, itp. (jedyny problem – brak myjni, nawet dla aut). Byle tak dalej :))
Samotna jazda
Trasy jednak pokonywałem sam. Według własnego pomysłu, tempa, zmian koncepcji, widzimisię. Ma to wielkie swoje zalety, choć i wady, bo jednak człowiek jest istotą społeczną a po drodze może dojść do różnych zdarzeń. Na szczęście byłem w miarę dobrze przygotowany (poza brakiem lornetki), w zasadzie raz zabrakło jedzenia, bo sklepów jakoś nie napotkałem, nigdy picia. Natomiast dywagacje: jeździć w grupie czy osobno zostawmy na inną okazję.
Tło wydarzeń
Kilka tygodni temu ortopedzi skierowali mnie na operację kolana. Znalazłem za trzecią próbą takiego, który postawił na rehabilitację, z ograniczeniem ruchu fizycznego. No więc ograniczyłem - do kilkudziesięciu km dziennie, jeżdżąc na 70-80% sił, bez szaleństw na górkach. Dobra, tu trochę koloruję. Jak pewien kilkunastolatek zaczął się ze mną ścigać na drodze rowerowej wzdłuż Helu, gdy deszcz szalał niemiłosiernie albo przegiąłem z planowanym czasem wyjazdu o 2h, było 110% (co będzie smarkacz podskakiwał emerytowi :)) Noga po powrocie trochę boli, ale już myślę o kolejnym tripie.