100 km to taka magiczna bariera. Oczywiście zupełnie inaczej jest zrobić „setkę” na dobrym asfalcie, kolarzówką niż rowerem górskim po trudnym terenie a już w ogóle w górach. U mnie wyszedł mix. Zwykle, aby pojeździć po szutrowych terenach muszę trochę popedałować z/do domu w towarzystwie ruchu samochodowego. Tym razem połowę drogi pokonałem pojazdem silnikowym. Wysadzono mnie w Stęszewku (Puszcza Zielonka) a potem zacząłem swoją improwizację, zmieniając kilka razy koncepcję, miejsca, z którego zacznę wracać do domu. Może tu w prawo, a tu w lewo, tam prosto… Efekty oglądacie na zdjęciach, warto było się trochę pogubić a potem odnajdywać. Do tego człowiek wpada w przekonanie, że „jeszcze może” a widoczki bywają zacne i całkiem niespodziewane.
Największe wrażenie na mnie zrobiła kopalnia w okolicach Niedźwiedzin: stare mosty, woda w „karaibskim kolorze”, hałdy ciekawie ułożonego piasku. A także Jezioro Czarne – kapitalna miejscówka do jeżdżenia rowerem górskim i dla wędkarzy, zaś ryby widoczne są z samego brzegu. Praktycznie cała Puszcza Zielonka to świetne miejsce dla amatorów dwóch kół, także rodzin. Z kolei trasy wokół Jeziora Budziszewskiego i Czarnego (one już teoretycznie nie należą do Puszczy Zielonki) wymagają już trochę umiejętności poruszania się na rowerze a przede wszystkim roweru co najmniej typu cross a najlepiej MTB. Jednak jest tam mnóstwo ośrodków wczasowych, w których warto spędzić co najmniej kilka dni, poza tym ścieżkami warto pospacerować.
Wycieczka była tak fajna, tak się świetnie jechało, że o godzinie 18:30 miałem prawie 50 km do domu. Kombinacje należało zatem zakończyć i powrót przebiegał niestety po asfalcie. Ze Skoków do Poznania brakuje dróg rowerowych (tylko na krótkich odcinkach), zatem lekko nie było, na szczęście siły dopisywały, muzyka w słuchawkach grała, kierowcy samochodów (poza jednostką typu k...tyn) wyprzedzali ze sporą odległością. Jest moc!