Towarzyszyła mi prawie 14-letnia córka. W Górach Kaczawskich wybrałem single tracki „Pod Ostrzycą” i „Zielonki”. Dlaczego? O tym za chwilę. Wnioski: dziecko, które systematycznie jeździ na rowerze po 25-35 km, jest w stanie je pokonać w niezłej kondycji i to nawet kilkukrotnie. Do tego mieć dużo radości i nic sobie nie zrobić, mimo dość żwawego tempa. Jednak jestem pewny, że wielu jej rówieśników, nie mówiąc o młodszych dzieciach, wsiadających na rower przy okazji majówki lub jazdy do sklepu, spasowałoby po pierwszym kilometrze pierwszego odcinka. Jest bowiem mocno pod górkę, wąsko, nierówno. Część najmłodszych dostałoby zadyszki i rzuciłoby rower z niezadowolenia i... wcale bym się im nie dziwił.
Łatwe jest trudne
Gdyby jednak na skutek presji rodzica dziecko wprowadziłoby dwukołowca na górkę, rozpoczęłyby się inne kłopoty: z techniką jazdy. Ktoś powie, można jechać wolniej. Można, a nawet trzeba. Jednak dzieci zwykle lubią nieco przyspieszyć, w tym zresztą jest cała zabawa. Poza tym, nawet przy wolnej jeździe na niektórych łatwiejszych single trackach łatwo „pocałować drzewo”, zahaczyć o korzeń, wjechać na kamień. Zatem „Pod Ostrzycą” i „Zielonki” tak, ale zdecydowanie nie dla zielonych (z jazdy na rowerze i kondycji). Dotyczy to zresztą również dorosłych.
W tym samym miejscu można również skorzystać z „Ostrzycy” oznaczonej jako łatwy szlak. Nawet jeśli w teorii singiel spełnia kryteria koloru niebieskiego, choć wątpię, w praktyce poruszanie się to ciężka robota (na szczęście krótka) nawet dla osób z niezłą kondycją fizyczną i nawet przez myśl mi nie przyszło wysłać tam swojego „testera”. Pozostałe łatwe trasy sprawdziłem rok temu sam. Na Gozdno 1 (łatwy) plus średniozaawansowany Gozdno 2 ruszyłem "z kopyta" sądząc, że przejadę je niczym Maja Włoszczowska. Niestety, odwaga została ukarana na wcale niebanalnym podjeździe, który odebrał sporo sił. „Dwa Wąwozy” i „Pod Grzybkami” (start z Rzeszówka) znów niby łatwe, lecz dały w kość solidnie. Zatem w opcji dla nastolatki odpadły w „preeliminacjach”.
Wniosek: łatwe nie oznacza wcale łatwe, nawet dla dorosłego. Aby to dokładniej sprawdzić zabrałem córkę również na Hrebenaca (łatwy), Nasupni (bardzo łatwy) oraz Obora, czyli single tracki położone na pograniczu polsko-czeskim w okolicach Świeradowa Zdroju. Sławne na całą Polskę. Tym razem i dla mnie był to debiut.
Przyjemna Obora
Nasupni to krótka dojazdówka, nie ma za bardzo co oceniać. Hrebenac... Mam mocno mieszane uczucia. Teoretycznie wygląda niczym droga leśna, tylko bardziej wąska (jak to single track). A jednak wiedzie nieco pod górę, co chwilę ma delikatne wybrzuszenia. Nie za bardzo nadaje się na jazdę dzień lub nawet dwa po deszczu, bo jest mnóstwo kałuż. Co najważniejsze: praktycznie brakuje zjazdów. Zatem nudy, żmudna „orka” i nawet dla mnie zero funu (nie wspominając o córce). Młodsze dzieci pewnie i by też dały radę, ale zapewne z podobnym brakiem euforii.
Dlatego bez wiedzy córki postanowiłem zabrać ją na czerwoną Oborę. Obora skalą trudności jeśli chodzi o podjazdy jest znacznie łatwiejsza niż niebieska Ostrzyca. Co jednak nie znaczy, że brakuje wymagań, wręcz przeciwnie. Tu znów bardzo się przydaje zestaw „kondycja+technika”, pozwalający na pracę (podjazd) i zabawę (jazd). Zabawę, czyli pokonywanie licznych zakrętów przy pełnej koncentracji, bez której wyprawa skończyłaby się w szpitalu. Obora więc zdecydowanie na plus, choć nie powtarzałbym tego szlaku kilkukrotnie.
W poszukiwaniu kondycji
Szanowny rowerzysto. Chcesz zabrać rodzinę na fajny wyjazd z dwukołowcami w rolach głównych? Najpierw zadbaj o kondycję dzieci, partnerki/ra, swoją. Pojedzcie kilkanaście razy do lasu, pokonajcie podjazdy i zjazdy, ruszcie w dłuższe wycieczki rowerowe. Dopiero z takim przygotowaniem można planować single tracki i próbować swoich sił w nieco bardziej zaawansowanej wersji MTB. O tym jak zorganizować podobny wyjazd i ile to kosztuje, już wkrótce. wkrótce.